Mesa Verde po hiszpańsku znaczy zielony stół i nie ma w tym grama przesady, gdyż cały płaskowyż porośnięty jest niezwykle bujną roślinnością.
W 1978 roku Mesa Verde został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w uznaniu jego wyjątkowego znaczenia archeologicznego. Ten Park Narodowy położony w płd-zach. narożniku stanu Kolorado, zajmuje teren blisko 211 km kw. Okoliczni mieszkańcy mówią, że powietrze jest tam cienkie, historia bogata, a widoki spektakularne. Absolutnie się z tym zgadzamy. Nigdy niczego podobnego nie widzieliśmy.
Mesa Verde po hiszpańsku znaczy zielony stół i nie ma w tym grama przesady, gdyż cały płaskowyż porośnięty jest niezwykle bujną roślinnością. Główną atrakcją parku są prekolumbijskie mieszkania typu pueblo, zbudowane na ścianie kanionu przez Indian Anasazi.
Ocenia się, że osiedla powstały w okresie między VI a XIV wiekiem, bez użycia metalowych narzędzi czy maszyn. Budowle powstałe w przewieszonych, skalnych wnękach były na owe czasu niezwykle imponujące. 200 pokoi mieszkalnych, spiżarnie i liczne kiwa – pomieszczenia przeznaczone na uroczystości, mogły pomieścić do 400 osób. Pod koniec XIII wieku w dość niewyjaśnionych okolicznościach Indianie opuścili Mesa Verde. Większość archeologów przypuszcza, że stało się tak na skutek wyjałowienia ziemi, przetrzebienia drzew, suszy i wybicia zwierzyny. Pueblo indiańskie w Mesa Verde należy do najlepiej zachowanych na świecie i robi piorunujące wrażenie. My byliśmy tam zimą, ale koniecznie chcemy wrócić i zobaczyć to miejsce w sezonie letnim.
Następnie jedziemy do Durango, oddalonego nieco ponad 50 km od Mesa Verde. To powstałe 1880 r. miasto wygląda miejscami, jakby czas się właśnie na XIX wieku zatrzymał. Oglądamy drewniane kolorowe domu i stary dworzec kolejowy, który pamięta czasy wielkiej gorączki złota – w właściwie srebra. Pociągi cały czas jeżdżą i można udać się w historyczną wyprawę do Silverton czy Cascade Canyon.
W kolejnym mieście, znajdującym się u samego podnóża licznych górskich szczytów, na wysokości 2667 m n.p.m, trafiamy na grupę kolorowo odzianych narto-freaków. To Telluride i ipreza na zakończenie sezonu narciarskiego. Do końca lat 60 to miasto żyło głównie z kopalni. W 1972 r. roku powstał pierwszy tu pierwszy ośrodek narciarski i od tego czasu miejsce zaczynało się stawać mekką dla wszelkiej maści narciarzy, snowbordzistów, paralotniarzy czy alpinistów.
Te część trasy zakończyliśmy, podziwiając księżycowy Black Canyon i ruszyliśmy do Aspen.