Byliśmy od 2 tygodni w drodze, za nami 2/3 trasy i czas spędzony głównie w parkach narodowych południowej Afryki. Codzienne obcowanie z dziką i majestatyczną przyrodą to pakiet nowych doświadczeń, przeżyć i emocji, które tkwią już głęboko w nas.

Część 4 Relacji z wyprawy Projekt Southern Africa 2014

Przed nami nowy etap tej wyprawy: Mozambik – zupełnie inne oblicze Afryki. Z niecierpliwością wyczekiwaliśmy szumu fal Oceanu Indyjskiego i ciepła piasku pod stopami…

Wcześniej jeszcze dotarliśmy do Parku Narodowego Liwonde, aby pożegnać się z krajobrazami i piękną przyrodą. Przed nami rozciągała się Shire. Jej koryto o błotnistym zabarwieniu przedziera się przez intensywną zieleń traw malowniczego Malawi i tworzy niepowtarzalny pejzaż. Niezwykłość rejsu tkwi w bogactwie wód tej magicznej rzeki, bowiem obfituje ona w ogromną ilość hipopotamów, których łby unoszą się nad taflą wody niczym zanurzone, osadzone na dnie ogromne głazy. I tylko na pozór te opasłe ssaki zdają się pociesznymi fajtłapami z nadwagą. Podczas, gdy nasza łódź omija kolejne stada, raz po raz jakiś samiec, otwartą paszczą zaznacza, kto jest panem tego miejsca, a kto tolerowanym gościem.

Kolejnymi mieszkańcami rzeki są ogromne krokodyle nilowe. Gady te bezgłośnie penetrują wody, bądź wylegują się przy brzegu, samym wyglądem wzbudzając w nas ogromny respekt. Żaden z nas nie odważył się nawet na chwilę zanurzyć ręki w wodzie. Nasze dłonie skupiliśmy na aparatach fotograficznych, uwieczniając widoki, które mijaliśmy. W towarzystwie hipopotamów, krokodyli, antylop, orłów i wszystkich odgłosów przyrody, które nam towarzyszyły, obserwowaliśmy kolejne widowisko jakie serwowała nam Afryka. Po rejsie wróciliśmy do naszego obozu, aby przy ognisku i zimnym piwku podzielić się wrażeniami z minionego dnia. Nasz nieogrodzony camping, między nami a zwierzętami nie było żadnej granicy, dawał nam poczucie, że jesteśmy bliżej Afryki, a ona bliżej nas.

Nazajutrz wyruszyliśmy w długą drogę ku granicy z Mozambikiem. Trasa prowadziła przez góry Mulanje z ich najwyższym szczytem w tle (Sapitwa 3002 m n.p.m.). Jadąc wzdłuż masywu przed nami rozpościerał się zapierający dech widok. Ogromny dywan bujnej, soczystej trawy – zielone po horyzont plantacje herbaty.

Musieliśmy zatrzymać się choć na chwilę i każdym zmysłem wchłonąć tę mieszanką zapachu herbaty i świeżego górskiego powietrza. Zamknąć na długo w naszych nozdrzach. Pisząc te słowa nadal doskonale pamiętam ten aromat. Niestety przed nami granica z krajem z jednym z najbardziej policyjnych i skorumpowanych krajów w Afryce południowej. Jest niezbyt często przekraczana przez turystów – przysparza zbyt wielu kłopotów. Należy zachować spokój i zdrowy rozsądek, aby niechcący nie wplątać się w niepotrzebne dyskusje z policją i urzędnikami, które tylko wydłużą i tak nieuniknioną drogę przez mękę usłaną amerykańskimi dolarami… Po 3 godzinach byliśmy w Mozambiku, musieliśmy niezwłocznie wymienić pieniądze na tutejszą walutę – metical, co wiązało się z kolejną ciekawą przygodą.

Wymiana nastąpiła w kantorze typu drive-thru. Zatrzymaliśmy auto, opuściliśmy do połowy szybę, Od razu pojawiło się 20 cinkciarzy z szefem na czele, który zatwierdzał nasze warunki. Przynajmniej nie straciliśmy czasu na znalezienie kantoru. On znalazł nas.

Pięćset kilometrów do cywilizowanej części kraju. Droga, choć piękna, okazała się ciężka, a wieczór zbliżał się coraz szybciej. Musieliśmy więc zmienić plan i na szybko poszukać nowego miejsca na nocleg. Udało nam się wypatrzeć w oddali malutkie gospodarstwo i kilka kobiet z mnóstwem dzieciaków. Jakoś na migi, dzięki wrodzonej sympatii, miłe panie zaprosiły nas na posesje, pośpiesznie rozpaliły ogień i ugościły. To był wspaniały gest mozambickiej gościnności, w zamian za to odwdzięczyliśmy się kolacją, stekami wołowymi, pyszną sałatką, a wszystko zakrapiane dobrą whisky. Po wspólnym posiłku zorganizowaliśmy tańce dla dzieci i ich mam. Nieoceniona okazała się Agnieszka, która ze swoistym sobie wdziękiem rozkręciła całą zabawę. To było zderzenie dwóch kultur, ale kolejny raz okazało się, że muzyka łączy ludzi. Niezależnie od zakątku świata, ludzie wszędzie radują się tak samo. Było cudownie i wzruszająco. To z pewnością najfajniejszy nocleg podczas całej naszej wyprawy – spontaniczny i zaskakujący.

Nad ranem czekała nas kolejna niespodzianka. Dopiero nad ranem zobaczyliśmy w jak cudownym miejscu się zatrzymaliśmy. Wschód słońca na tle gór był naprawdę spektakularny. 
Po śniadaniu ruszyliśmy dalej w stronę oceanu, przed nami ciężka droga, ale wiedzieliśmy jaka nagroda nas czeka – jedne z najpiękniejszych plaż na świecie.